Niby wycieczka ustalona 2 dni wcześniej, wpis na stronie też, a jak przyszło do wstania o 6:00 rano to był brak energii i motywacji, nawet były myśli żeby nie pobiec. Możliwe że to przez to jedzenie na wigilii i siedzenie do 3 nad ranem hi hi. Ostatecznie udało się wstać o 6:20, ale dalej bez motywacji, wszystko zmieniło się jak stanąłem na wagę i zobaczyłem 2kg więcej, otrzeźwiło mnie to do tego stopnia że już nic nie zjadłem, wsiadłem do samochodu i jazda na parking około policji, bo tam miała być zbiórka.

Na parkingu czekali już Bogdan i Sebastian, gotowi i zwarci do biegu, czekamy dla pewności do 6:10 czy ktoś nie zaspał, ale jednak nikt więcej nie przyjeżdża. Wiec ruszamy, już na początku widać że będzie mokro, ponieważ na ścieżce wiodącej koło stawów jest wiele kałuż, ale to jest teren płaski, wiec nie ma się co dziwić, pod górę raczej woda stała nie będzie :). Pierwsze 4 km mijają ciężko, przypuszczam że pewnie przez nadmiar jedzenia który spożyłem na wigilii, a i też trasa nie jest łatwa bo cały czas pod górkę.

Dolatujemy na kamień orli z skąd powinna porozścielać się panorama Sanoka, którego praktycznie nie było widać, cały był przykryty piękną mgłą, jedyne co wystawało ponad to okoliczne wzniesienia. Widok naprawdę cudowny. Byłem tam już chyba ze 100 razy a nigdy nie było takiego samego widoku za każdym razem było coś innego nie powtarzalnego.

Tradycją już jest zrobienie wspólnego zdjęcia na kamieniu, co nie jest łatwe, bo telefony nie chcą stać na ławce. Kiedyś był uchwyt na drzewie ale komuś przeszkadzał albo sobie pożyczył :(.

Korzystając z kawałka patyka udaje się ustawić telefon i zrobić parę wspólnych zdjęć.

No ale nie możemy długo stać bo zaraz czuć zimno na skórze jak się nie ruszamy. Wiec gonimy dalej teraz już tak przyjemniej się biegnie, chyba wynika to ze znajomości trasy i myśli że najgorsze za nami, czyli strome podbiegi. Bo teraz to parę małych podbiegów i głównie zbiegi.

Biegnąć, chyba na 7 km widzimy w oddali jak ktoś biegnie w naszą stronę, przyszło mi na myśl że nie tylko my zwariowaliśmy że biegamy o 7 rano w Boże Narodzenie. Po chwili widzimy że rannym biegaczem okazał się kolega Robert, który goni w przeciwną stronę czyli na kamień.

Z Robertem zamieniamy kilka słów i żeby nie marznąć gonimy dalej. Wiemy że w drodze powrotnej ponownie się spotykamy.

Po chwili zaczyna się zbieg do cerkiewki, dolatujemy na sam dół, patrzę na zegarek czas mamy dobry bo godzinę i dziesięć minut, czyli z drogą powrotną wyrobimy się w dwie i pół godziny.

Na dole zauważamy, że tak jak w tamtym roku koło cerkiewki jest zrobiona Bożenarodzeniowa szopka. Wszyscy wspólnie stwierdzamy że trzeba zrobić sobie zdjęcia, efekt poniżej :).

Po zrobieniu paru zdjęci wyruszamy w drogę powrotną, która mimo tego samego odcinka mija jakoś szybciej.

Po drodze spotykamy wracającego Roberta z którym zamieniamy kilka słów i gonimy dalej.

Całość trasy wyszła nam 16,77 km w czasie 2:27:07 i tempie 8:46 min/km dość dobry czas jak na to że biegliśmy sobie w tempie konwersacyjnym.

Please follow and like us: